Wśród betonowych gruzów miasta Idę. Korzeń zmęczenia przez mięśnie przerasta. Idę. Patrzę w te kąty i puste ulice. Gdzie jesteś? Wołam. Nikogo nie widzę. Może usłyszę odwiecznych słów echo. Nadstawiam uszy. Słucham. Brzmi tylko cisza mojego oddechu. Cisza. Jak pytać przechodnia, który jest cieniem? Pytam mimo trwogi. Pytam. Odpowiada milczeniem. Jak pytać siebie, gdy nie wiem kim jestem? Pytam więc duszy. Czekam. Też milczy. Jak pytać mam Ciebie, gdzie mam się udać? Pytam myślą wiatru. Wciąż pytam. Jak długo mam chodzić? Jak długo mam szukać? Z kim mówić, do jakich drzwi pukać? Czy wystarczy sił? Czy wystarczy czasu? Zostawiam plakaty na martwych tablicach. Wrzucam do skrzynki list po liście. Odchodzę stąd. Może przejdziesz kiedyś po tych pustych ulicach. Może przeczytasz. Może mi kiedyś odpowiesz. Boże. |
23 wrzesień 2004 |